niedziela, 4 sierpnia 2013

010

Szłam ciemnym korytarzem, który był oświetlony tylko pochodniami, jednakże ustawione co 5 metrów nie dawały wystarczającej jasności, dlatego byłam zdana na swój wzrok. Widziałam w ciemności jak w dzień, chociaż gdy na zewnątrz było trochę ciemniej mogłam poznać kiedy jest dzień, a kiedy noc. Wyszłam z czarnych sal a przede mną była piękna łąka. Niektórzy mówili, że dorównuje Edenowi - ja jednak nie miałam porównania. W końcu nie byłam tam i nie widziałam tego pięknego ogrodu. Ranił mnie fakt, że moje skrzydła były szare a nie czarne jak reszty. Po moim policzku spłynęła jedna łza, która rozbiła się na jeszcze mniejsze kropelki po zetknięciu się z soczyście zieloną trawą. Rozłożyłam swoje - jak do tej pory - schowane skrzydła, na których znajdowały się w niektórych miejscach czarne pióra, odbiłam się od podłoża i uniosłam się nad koronami drzew. Wiedziałam, że to jedyne miejsce w piekle, które przypominało raj. Cieszyłam się z tego niezmiernie, niemniej jednak było tu zawsze tak pusto. Demony wolały urządzać orgie, a upadli wychodzili na ziemię, Wiedźmy uprawiały jakieś rytuały. Wampiry wolały pić świeżą krew, więc podrywały Ludzi, Ogry pilnowały pałacu Szatana, a Wilkołaki żyły spokojnie hasając. Były niebezpieczne, dlatego mieszkały w lesie za czarnymi salami. Czasem do nich chodziłam, polubiłam ich, chociaż czasem ich samokontrola, ekhem nie będę zanudzać, więc... Obecnie to chciałam odwiedzić znajomego wampira, więc poleciałam na ich teren, gdzie byłam nawet mile widziana. Nie mogłam się doczekać kiedy Go zobaczę, kiedy poczuję jego kły przebijające się przez moją skórę. Nie nie wolno mi o tym myśleć, w końcu powiedzieliśmy, że to niebezpieczne i już się to nie powtórzy. Lecz ten zakazany owoc przyciągał mnie bardziej niż bym nawet pomyślała. Dlaczego nie mogę być zwykłą nastolatką, która chodzi na imprezy, wychodzi z koleżankami albo chodzi do galerii? Chciałabym mieć tak beztroskie życie jak inni Ludzie, jednak musiałam się urodzić tu w tym miejscu. Gdybym miała zmienić rodzinę nie zrobiłabym tego nigdy. Właśnie sobie przypomniałam, że gdy dziadek był u siebie to dziwne, że mnie nie przywitał. Być może chciał abym to ja do niego poszła, lub był zajęty? Ja już chyba wiem nawet czym. Potrząsnęłam głową, żeby o tym nie myśleć, jak zawsze podczas mojego lotu skończyło się to nieprzyjemnie, a mianowicie zaczęłam spadać. Próbowałam rozłożyć skrzydła, lecz nie dałam rady uchronić się przed upadkiem. Kiedy już myślałam, że zderzę się z podłogą - o ile można tak nazwać drogę z kamyczków - stałam po chwili na “chodniku” podobnym do drogi na której “ludzie” jeździli konno lub innymi pojazdami, jak smoki i tym podobne. Spojrzałam w bok i zobaczyłam tam czarną czuprynę i czerwone tęczówki, od razu rzuciłam się tej osobie na szyję.
- Toshiro!
- Jak się miewasz Yuki?
- Dobrze, chociaż mogło być lepiej, a jak tam u ciebie?
Wiedziałam, że z nim jako istotą, która ma ponad tysiąc lat mogłam porozmawiać normalnie na luzie.Objął mnie mocniej i okręcił się ze mną dookoła, zaśmiałam się wesoło, a po chwili poczułam ponownie grunt pod stopami. Zaczęliśmy spacerować ciemnymi uliczkami nawzajem sobie dogryzając i żartując, inne wampiry dziwnie na nas patrzyły, w końcu jesteśmy z innych gatunków tak jakby, a jednak się przyjaźnimy. Mimo to uwielbiałam jego towarzystwo i miałam nadzieje, że nasza przyjaźń zostanie nienaruszona. Niebawem zaczęła boleć mnie niemiłosiernie głowa, a ja czułam się jakby ktoś walnął mnie młotkiem, a potem przejechał walcem. Przed moimi oczami pojawiły się mroczki, a po chwili straciłam grunt pod stopami i zapadła ciemność.


°°°°°°
Nie wiem czy ja mam coś z tym mdleniem czy co. No ale teraz to nie ważne. Mam nadzieję, że spodobał się wam rozdział, może i krótki ale jest. ^^ Dziękuję Angie Shiko za sprawdzenie i poprawienie rozdziału. 

Brak komentarzy: